google-site-verification=8J7Ru7ay7r7aGORrPr957fMgrJEr4P_1K81yE6XzFz0

RAFAŁ PULKOWSKI

Film i Fotografia

Postaw kawę

Misja wykonana...

 

Co prawda nie udało się dotrzeć do wszystkich miejsc. Najpiękniejsze wodospady były niedostępne. Ale do niektórych pomimo zakazu weszliśmy (w końcu byliśmy przygotowani na takie szaleństwa).

 

Przedreptaliśmy ponad 18 kilometrów wybierając dwie z pięciu "dostępnych" tras. Zajęło nam to jakieś 8 godzin. A na koniec dnia już poza parkiem złapałem Jeziora Plitwickie w ostatnich promieniach słońca z drona.

 

Jeżeli artykuł Ci się podoba, możesz postawić mi wirtualną kawę ;) Daj znać, czy chcesz więcej podobnych wpisów.

 

 

Przygotowani na wszystko.

 

Ciepłe ciuchy, dobre buty, ochrona twarzy i uszu, to podstawa. Dodatkowo chemiczne ogrzewacze do kieszeni i raki na buty (a i tak momentami było ciężko).

 

Ale o sprzęt też trzeba zadbać. Jak?

 

Aby obiektywy nie parowały i nie osiadał na nich szron, przyda się opaska grzewcza (produkuje je m.in. firma Haida, z której posiadam również filtry na obiektywy). Do statywu również warto wkręcić kolce (lub ściągnąć gumy, jeżeli mamy wielofunkcyjne nóżki).

 

 

Zero wycieczek!

 

Zwykle Jeziora Plitwickie odwiedzają tłumy turystów z całego świata - szczególnie kilkudziesięcioosobowe wycieczki klonów - Azjatów. Widocznie nie lubią niskich temperatur, bo cały park był nasz!

 

No prawie cały. Bliżej południa pojawiło się dosłownie kilka, może kilkanaście osób. I faktycznie było zimno i ślisko.

 

 

Rozczarowanie na wejściu...

 

Według wujka Google park miał być otwarty o godzinie 7:00 (wschód słońca miał być kilka minut później) więc byliśmy chwilę wcześniej przed bramę. Okazało się, że zimą otwierają dopiero o godzinie 8:00.

 

Nie wpłynęło to na światło, ponieważ większość parku znajduje się w kanionie otoczonym górami, więc pierwsze promienie słońca docierają tam znacznie później.

 

Kiedy już nas wpuścili, poinformowano nas o zamkniętych szlakach w kanionie i nieczynnych kładkach ze względu na oblodzenie... No cóż...

 

 

Na taki warun czekałem kilka lat!

 

W Parku Narodowym Jezior Plitwickich byłem już kilka razy, ale do tej pory wiosną, latem i jesienią. Od kilku lat, kiedy zbliżał się okres zimowy byłem gotowy do wyjazdu - plecak i walizka stały na środku mieszkania. Jednak zima w Chorwacji, to zaledwie okolice zera stopni Celsjusza, więc zamarznięte jeziora i wodospady były jedynie marzeniem.

 

W grudniu 2024 roku zacząłem regularnie śledzić kamery internetowe oraz prognozy pogody, które nie wyglądały zbyt optymistycznie. Druga połowa stycznia 2025 roku dała trochę nadziei - temperatury zaczęły mocno spadać, zaczął padać śnieg, zacząłem się cieszyć...

 

Ale tylko do momentu, kiedy dostałem pierwsze alerty, o zbliżających się mrozach sięgających nawet do -20°C.

Zacząłem się zastanawiać, czy dam radę tam dojechać samochodem, jak miałbym poruszać się po parku i robić zdjęcia w takich warunkach.

 

Zadzwoniłem do kilku kumpli fotografów, którzy podobnie jak ja są zdrowo kopnięci na punkcie podróżowania z aparatem. Jeden miał akurat czas, więc długo nie musiałem go przekonywać, że taka okazja może się nie powtórzyć przez kilka kolejnych lat. Wyruszyliśmy na początku lutego.

 

Wyjechaliśmy z Polski dzień wcześniej, aby przed wejściem do parku móc się wyspać (bo mieliśmy do pokonania ponad tysiąc kilometrów). Nocleg znaleźliśmy bardzo blisko jezior (trzy minuty od parkingu głównego).

PARK NARODOWY JEZIOR PLITWICKICH

CZYLI CHORWACJA ZIMĄ

Film i Fotografia Rafał Pulkowski